Dzisiaj start o 11:00. Raz na jakiś czas trzeba odetchnąć, więc robota miała być na spokojnie i nie aż do zmroku. Tak się złożyło, że zapomniałem dzisiaj wkrętarki, więc po kilku wkrętach obsłużonych śrubokrętem dałem sobie spokój i przez resztę czasu używałem tylko gwoździ. Może to i lepiej...
Pierwsze poszły brakujące dwie krokwie narożne od tyłu altany. Jak zwykle mnóstwo główkowania, przymierzania, ustawiania skosów, włażenia na drabinę i schodzenia, cięcia i trochę pomyłek. Przymierzanie 2,5 metrowej deski o przekroju 4x8cm ważącej jakieś 4kg jest mocno niewygodne, kiedy trzeba ją ustawić pod skosem, przechyloną, opartą na narożniku i podtrzymywać na wysokości 2m za końcówkę długości około 10cm. W tej pozycji trzeba tak zaznaczyć linie do wykonania wrębu, żeby się dobrze ułożyło na belce stropowej. Linie oczywiście są równoległe do niczego, bo kiedy krokiew zostanie nacięta, to osiądzie niżej, więc ścianka wrębu musi być pod ostrzejszym kątem niż wskazywałby to kierunek pionowy w momencie przymierzania i zaczynać się w innym miejscu, niż to, w którym się pierwotnie stykała ze stropem. Bułka z masłem :-)
Potem do przedniej połaci dostawiliśmy dwie dodatkowe krokwie (te belki też chyba noszą tę nazwę), żeby odpowiednio zmniejszyć dystans między nimi. Wcześniej trochę popadał deszcz, więc elektronarzędzia musiałem schować. Potem pogoda była bardzo niestabilna, więc zdecydowałem się dalsze cięcia robić ręcznie piłą.
Ostatnim osiągnięciem w dniu dzisiejszym było powtórzenie tych dodatkowych krokwi na tylnej połaci.
Decyzja o zakończeniu prac okazała się bardzo słuszna, bo 30 sekund po ruszeniu do domu zaczęło kapać, co szybko przerodziło się w rzęsisty deszcz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz