Sobota, 25 lipca 2015 - Krokwie trójkątnych połaci

Dzisiaj start o 11:00. Raz na jakiś czas trzeba odetchnąć, więc robota miała być na spokojnie i nie aż do zmroku. Tak się złożyło, że zapomniałem dzisiaj wkrętarki, więc po kilku wkrętach obsłużonych śrubokrętem dałem sobie spokój i przez resztę czasu używałem tylko gwoździ. Może to i lepiej...

Pierwsze poszły brakujące dwie krokwie narożne od tyłu altany. Jak zwykle mnóstwo główkowania, przymierzania, ustawiania skosów, włażenia na drabinę i schodzenia, cięcia i trochę pomyłek. Przymierzanie 2,5 metrowej deski o przekroju 4x8cm ważącej jakieś 4kg jest mocno niewygodne, kiedy trzeba ją ustawić pod skosem, przechyloną, opartą na narożniku i podtrzymywać na wysokości 2m za końcówkę długości około 10cm. W tej pozycji trzeba tak zaznaczyć linie do wykonania wrębu, żeby się dobrze ułożyło na belce stropowej. Linie oczywiście są równoległe do niczego, bo kiedy krokiew zostanie nacięta, to osiądzie niżej, więc ścianka wrębu musi być pod ostrzejszym kątem niż wskazywałby to kierunek pionowy w momencie przymierzania i zaczynać się w innym miejscu, niż to, w którym się pierwotnie stykała ze stropem. Bułka z masłem :-)

Potem do przedniej połaci dostawiliśmy dwie dodatkowe krokwie (te belki też chyba noszą tę nazwę), żeby odpowiednio zmniejszyć dystans między nimi. Wcześniej trochę popadał deszcz, więc elektronarzędzia musiałem schować. Potem pogoda była bardzo niestabilna, więc zdecydowałem się dalsze cięcia robić ręcznie piłą.

Ostatnim osiągnięciem w dniu dzisiejszym było powtórzenie tych dodatkowych krokwi na tylnej połaci.

Decyzja o zakończeniu prac okazała się bardzo słuszna, bo 30 sekund po ruszeniu do domu zaczęło kapać, co szybko przerodziło się w rzęsisty deszcz.

Sobota, 18 lipca 2015 - Drabina i dalsze krokwie

Na dziś już na 14:00 zapowiadane były burze z choć krótkotrwałym, to jednak intensywnym deszczem. Wybraliśmy się zatem wcześnie, żeby zdążyć coś zrobić. Na początek trzeba było zrobić jakąś wyższą drabinę, bo ta metalowa jest za mała, a do tego bardzo rozchwiana. Znajoma sąsiadka ze swojej zakończonej budowy użyczyła trochę drewna, a ja zamieniłem to na drabinę. Cztery krawędziaki zostały przycięte na długość około 320cm i pozbijane gwoździami po dwie dla wzmocnienia. Do tego 10 szczebli długości 40cm przybitych co 30cm i drabina gotowa.


Jakby była potrzeba oprzeć o coś węższego nić szerokość drabiny, przybiłem kontrę na szczycie i, żeby nie cisnęła krawędzią, spróbowałem ją trochę sfazować.



Jak już była drabina, to można było się zabrać za montaż wiatrownic, czyli desek mocowanych ukośnie na wewnętrznych stronach krokwi w celu ich stabilizacji i wzmocnienia odporności na silniejszy wiatr (stąd nazwa). Najtrudniejsze w tej zabawie było takie wyregulowanie przechyłu krokwi, żeby były względem siebie równoległe i najlepiej jeszcze ułożone pionowo. Na zdjęciu poniżej obie wiatrownice są zamontowane, choć słabo widoczne. Na drugim widać je lepiej. Z każdą krokwią łączenie na dwa gwoździe.



Deszcz dalej nie padał, chociaż 14:00 już minęła, więc można było się zabrać za krokwie od trójkątnych połaci. Pierwsza była ta środkowa z tyłu, potem środkowa z przodu, a potem narożne z przodu.

Środkowa krokiew od tyłu

Narożne krokwie osadziłem na samym rogu, żeby obie sąsiadujące połacie mogły się na nich opierać. Dodatkowo, deski zostały przekręcone tak, żeby ich grzbiet pokrywał się z grzbietem środkowej. Ustawianie, przymierzanie i mierzenie tak ustawionej deski na takiej wysokości jest bardzo karkołomne, stąd dość mocne pomyłki w tych wycięciach.

 Żeby uchwycić podstawę kątownikiem, musiałem go dogiąć, więc kolejna zabawa z dokręcaniem trudno dostępnych wkrętów.

Trochę za dużo mi się wycięło.

Krokiew narożna wspiera się zasadniczo o dwie swoje sąsiadki, ale od spodu jest jeszcze podtrzymywana płaskownikiem, który jako jeden łączy obie narożne z tą środkową.

Jak wymyślę jakiś mądry sposób, to złączę te narożne u szczytu. Na razie może tak być.

I wreszcie obie narożne stały się częścią mojej więźby dachowej. Wyszło tak, że na połaci trójkątnej grzbiety krokwi układają się dość ładnie we wspólną płaszczyznę, ale niestety narożne krokwie są wyraźnie niżej niż te ramiona krokwi z połaci trapezowych. Mam nadzieję, że uda się z tym jakoś później dać radę podczas pokrywania dachu.

To tyle na dziś, następnym razem krokwie narożne z tyłu i dodatkowe kontrłaty, czyli deski prostopadłe do okapu leżące w płaszczyźnie połaci, na których owa połać dachowa się wspiera. Będą one potrzebne na tych częściach więźby, gdzie odległość między krokwiami jest zbyt duża, czyli w tych ośmiu trójkątach, które tworzą krokwie narożne.

Sobota, 11 lipca 2015 - Dwie następne krokwie

Z boku ten zalążek dachu wygląda całkiem sympatycznie. Szkoda tylko, że przyroda na polu znów zaczyna wzrastać.

Tym razem Gosia spróbowała nadać naszej działce trochę kolorów i dokonując skomplikowanej kombinacji kwiatów, szuka sposobu na wstrętne, żarłoczne i oślizgłe, bezdomne brązowe ślimaki. Podobno są tu takie, których one nie lubią.

 Zajmowała się też impregnowaniem zakupionego dzisiaj drewna.

 Ja zwyczajnie odmierzałem, oznaczałem, ciąłem, wierciłem, skręcałem i zbijałem. Po kilku godzinach stanęła kolejna para krokwi.

A po dwóch godzinach kolejna, piąta już para, a tym samym ostatnia w tej płaszczyźnie.

I widoczek z boku.

Teraz pora na dwie wiatrownice. Pozwoli to na usztywnienie krokwi do momentu położenia OSB, a także do ustawienia prawidłowego odstępu między krokwiami. Spróbowałem dzisiaj jedną jeszcze zamontować, ale temat okazał się trudniejszy niż przypuszczałem, więc robota przełożona na następny raz.

Sobota, 4 lipca 2015 - Pierwsze krokwie

Opracowany wreszcie po wielu godzinach projekt zakłada dach 4-spadowy typu kopertowego: więźba krokwiowo-jętkowa; krokwie z drewna KVH o przekroju 4x8 cm; dwie większe trapezowe połacie dachu pod kątem 30 stopni oparte na pięciu krokwiach; dwie mniejsze, trójkątne pod kątem około 39 stopni.

Najpierw przegląd. Trawska już podrosły.



Malina wreszcie zaczyna się budzić.
Czarna porzeczka obrodziła jak widać. Owoce dojrzały, więc z przyjemnością wreszcie można zjeść takie z własnego krzaka.
 Kilka brzoskwiń też próbuje rosnąć. Zobaczymy co się z tego uda.



Co do krokwi, to wielkim dla mnie problemem było takie wymierzenie ich rozstawu, żeby odpowiednio weszły wrębami na murłaty, wysuwając się jednocześnie poza obręb stropu przynajmniej kilka centymetrów, żeby można było potem zamocować rynnę. Wręby musiały być oczywiście wcięte poziomo, a nie pod kątem prostym do krokwi, co wcale nie ułatwiało sprawy. Jednocześnie, zewnętrzna krawędź krokwi nie mogła przekraczać 230 cm, bo według wyliczeń na takiej długości będzie można optymalnie wykorzystać płyty OSB, które mam zamiar użyć jako podstawę pod gonty. Problemem był też brak równej powierzchni, więc musiałem się ratować paletami, choć i tak nie był to stół doskonały ;) Po kilku godzinach łamania sobie głowy w upale ponad 30stC, mierzenia, prób i pomyłek, postanowiłem wykonać sobie odpowiednio duży kątownik, jako przyrząd pomiarowy. Wyszukałem kilka w miarę prostych desek, które zbiłem w taki kątownik, którego wierzchołki układały się w pożądany trójkąt.

Górny wierzchołek tego trójkąta wyznaczał wysunięty gwóźdź.

Pierwsza para krokwi z jętką wreszcie gotowa do zamocowania. Wręby wykonane wyżej, to te, które zostały wycięte źle. Poprawne są te bliżej końca. Zakończenie krokwi zrobiłem na kont prosty, bo zabawa z kątami, żeby krawędź po zawieszeniu wyszła pionowa czy pozioma, zwyczajnie mnie już na tę chwilę przerosła.

Wręby w poziomie robiłem na 5cm.

Jętka przybita na wierzch na 4 gwoździe spiralne, bez bawienia się w wycinanie skosu czy zamków. Wystarczająco dużo zabawy miałem z wycinaniem zakładek na złączeniu krokwi, bo musiałem sporą część ciąć ręcznie.

Krokwie złączone śrubą i zbite zwykłymi gwoździami w czterech punktach. Na początku używałem jeszcze wkrętów, ale drewno pękało, więc zostałem przy gwoździach.


Jak się okazało, wtaszczenie takiej pary krokwi na strop nie było takie trudne w dwie osoby. Wystarczyła jedna drabina i jeden taboret. Każdą krokiew mocowałem do murłaty na dwa kątowniki, więc przed wciągnięciem na górę, na każdej krokwi przykręciłem po jednym, żeby u góry móc od razu wkręcać w murłatę. Miejsca, w których krokwie miały stanąć były wcześniej zaznaczone.


Poniżej pierwsza i dwie kolejne krokwie.