Po raz trzeci przyjechałem na koszenie, ale tak, jak poprzednio, po godzinie pogoda próbowała mnie przepędzić. Pierwszy raz w życiu byłem naocznym świadkiem gradobicia. Na szczęście dla mnie, miałem się gdzie schować. Faktem jest jednak, że sam dach by nie wystarczył, ale musiałem wejść do środka i zamknąć drzwi, bo wiatr tak zacinał gradem, że kulki wpadały do środka. A małe nie były, bo wiele z nich było wyraźnie większe niż groch. Prawdę mówiąc trochę bałem się o Felicię, ale na szczęście nic złego się nie stało.
A oto sprawczyni winna tej rozróby.
Na szczęście burza trwała krótko i chociaż mokrą trawę kosiło się trochę trudniej, to zawziąłem się i dokończyłem już całość, chociaż skończyłem dopiero po zmroku (zdjęcia robione na kolejnym wyjeździe).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz